A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać do Kenii? Relacja z pobytu w Iten
Już po raz kolejny zawitaliśmy do Iten w Kenii. Jeśli ktoś myśli o modzie to zapewne pierwszy skojarzeniem jest Paryż, o komputerach i nowoczesnych technologiach na myśl szybko przychodzi Dolina Krzemowa w Kalifornii, w przypadku biegów takim centrum naszego świata jest właśnie to miejsce. Absolutnie fenomenalna kombinacja wysokości, klimatu i wspaniałych tras biegowych a przede wszystkim przyjaźnie nastawieni mieszkańcy, dla których widok setek biegaczy z całego świata trenujących tu codziennie jest tak oczywisty jak wschód słońca.
Autor: Zbigniew Zieliński
Położona na wysokości 2.400 m.n.p.m. na skraju fantastycznej formacji geologicznej zwanej Doliną Ryftową niewielka osada już po raz trzeci stała się dla nas na dwa tygodnie domem. Okolica słynie z setek kilometrów pofałdowanych, szerokich tras szutrowych, które są wprost stworzone do biegania. Jako zupełni (ale bardzo ambitni) amatorzy chłoniemy cała tą atmosferę często z niedowierzaniem przyglądając się trenującym tuż obok nas mistrzom olimpijskim i świata. Nie jest to trudne zważywszy na fakt, że mieszkamy we wspaniałym ośrodku zwanym „High Altitude Training Center” należącym do legendy biegów długich i średnich Lhorny Kiplagat.
Miejsce to jest na tyle znane i cenione przez elity biegaczy, że fakt spożywania posiłku w towarzystwie jakiejś biegowej sławy nie jest niczym szczególnym. Nawet w tej chwili w Iten trenują: Sondre Moen (59:48 oraz 2:05:48), bracia Jake(1:00:01) i Zene (59:47) Robertson, Juliene Wanders (1:00:09) a z polskich Mistrzów Mariusz Giżyński, Marcin Świerc (mieszka w pokoju obok) i Damian Kabat. W ośrodku wszystko podporządkowane jest bieganiu: kuchnia, w której królują lokalne i bardzo zdrowe potrawy, zaplecze treningowe w postaci basenu i siłowni oraz niezwykle wymagające, odbywające się trzy razy w tygodniu ćwiczenia core stability prowadzone przez kenijskich instruktorów (nawet zawodnicy ze ścisłej światowej czołówki miewają problemy, aby dotrzymać im kroku).
Dni są bardzo podobne; biegamy, ćwiczymy, jemy i odpoczywamy. Wygląda prosto jednak zapewniam, że wysokość daje się tu wszystkim we znaki. O tempach, do których jesteśmy przyzwyczajeni na nizinach możemy zapomnieć! Ten prosto wyglądający rozkład dnia często daje się wszystkim mocno we znaki jednak motywacji nikomu nie brakuje, gdyż na końcu tej drogi jest wspaniała nagroda w postaci kolejnych życiówek oraz przełamanych własnych barier.
Zawodnicy biegają szybko lecz mieszkańcy imponują nam swoim spokojem, nieśpiesznym trybem życia i pogodą ducha. Stan ten jest bardzo zaraźliwy i już po dwóch, trzech dniach żyjemy w tempie, które u nas w domu wywołałoby natychmiastowy wyraz troski na twarzach naszych bliskich i przyjaciół.To wszystko powoduje, że łatwo się w Iten zakochać. Mamy nadzieję przyjechać tu jeszcze wiele razy aby choć na chwilę być częścią tej wielkiej biegowej rodziny, której domem jest Iten w Kenii.
Na zdjęciu Sondre Moen, obecnie najszybszy biały maratończyk.