Bohaterowie Ligi Biegowej: "Moje marzenie? Móc biegać jak najdłużej!"
"Pierwszy raz odważyłam się wziąć udział w marszobiegu podczas Pierwszego Orlen Warsaw Maraton (na 3.3km). Byłam w euforii, gdy okazało się, że bez bólu przebiegłam metę. Wtedy nawet mi przez myśl nie przeszło, że za rok w tej samej imprezie przebiegnę swój pierwszy maraton." Monika Turczyńska, zeszłoroczna medalistka Ligi Biegowej, opowiada o swojej biegowej przygodzie.
Moja przygoda z biegami zaczęła się 5.5 roku temu, tuż przed moimi czterdziestymi urodzinami, kiedy mój mąż Przemek po całym dniu pracy wyciągnął mnie na przebieżkę, aby pogadać (on zaczął biegać wcześniej na siłowni w przerwie „lunchowej” w pracy). Spodobało się nam i tak od czasu do czasu, wychodziliśmy na potruchtanie i pogaduchy. W listopadzie 2012 roku Przemek przebiegł swój pierwszy bieg i był zachwycony atmosferą i medalem. Nie dziwię się – był to Bieg Niepodległości. Zaczął zapisywać się na kolejne biegi, a przy okazji zapisał na kilka z nich mnie. Niestety nie było mi dane w nich wystartować, choroba kręgosłupa pokrzyżowała mi plany i odłożyła bieganie na kilka miesięcy.
Gdy już wyszłam ze szpitala, uczestniczyłam w biegach jako najgłośniejszy kibic – kibicowałam Przemkowi, nasiąkając powoli atmosferą biegów masowych. Wtedy jeszcze byłam przekonana, że nigdy nie będę biegać. Pierwszy raz odważyłam się wziąć udział w marszobiegu podczas Pierwszego Orlen Warsaw Maraton (na 3.3km). To był taki prezent urodzinowy dla siebie, byłam w euforii, gdy okazało się, że bez bólu przebiegłam metę. Wtedy nawet mi przez myśl nie przeszło, że za rok w tej samej imprezie przebiegnę swój pierwszy maraton. Zgodnie z powiedzeniem „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, zapisałam się na kolejne biegi na 5km, 6.5km, 7km – to był mój pierwszy poważny start z wygraną i pucharem na zachętę, no i wpadłam - bieganie stało się ważną częścią mojego życia. Biegałam coraz częściej, zaczęłam wsiąkać w atmosferę tłumu, poznawałam nowych ludzi – Biegaczy. Dostrzegałam w nich optymizm i to bardzo mi odpowiadało. Bo Biegacze są zwykle ludźmi niemarudzącymi! Zawsze i wszystko jest dobrze! Dla Nas nie ma złej pogody!
Od kilku lat bieganie jest moim sposobem na przetrwanie w pędzie życia codziennego , odskocznią od pracy, lekiem na zmęczenie psychiczne, lekarstwem na dolegliwości bólowe, pomysłem na spędzanie wolnego, weekendowego czasu, często wspólnie z rodziną (dzieci też czasem uczestniczą razem z nami w biegach). Oczywiście emocje związane z każdym kolejnym pudłem czy życiówką są niesamowite, dają motywację do dalszej pracy, ale są tylko dodatkiem do biegu. Nie biegam dla rekordów, chociaż mnie cieszą.
Biegowe marzenia
W tym roku wylosowano mnie z mężem i starujemy w Biegu Rzeźnika. Będzie to mój pierwszy ultramaraton, czy dam radę? Czas pokaże. W kolejnych latach chcemy uczestniczyć w zagranicznych maratonach – marzą nam się Eliat, Madryt, Malta, Cypr, i wszystkie największe maratony Europy i Świata (Koronę Maratonów Polskich już mam), najchętniej połączone ze zwiedzaniem danego miejsca. Takie wyprawy maratonowe odbyliśmy już z Przemkiem do Aten i Budapesztu – wrażenia niezapomniane! Bardzo polecam. Kilka dni na takim wyjeździe, a wypoczęliśmy jak podczas miesięcznego urlopu.
Mam jedno biegowe marzenie - biegać jak najdłużej – najlepiej co najmniej do dziewięćdziesiątki w dobrym zdrowiu i bez kontuzji, pozostałe cele są krótkoterminowe.
Liga Biegowa dla mnie to...
O Lidze Biegowej dowiedziałam się w 2016 roku. Zostałam namówiona do zapisania się przez znajomych Biegaczy, który twierdzili, że przecież i tak dużo biegam, więc nic nie stoi na przeszkodzie by zliczać biegi w Lidze. Na początku podchodziłam z dystansem, ale z czasem zaczęło mnie to liczenie punktów wciągać, miło było patrzeć jak punkty przybywają, i człowiek w rankingu przeskakuje do przodu. Było to dla mnie zaskakujące, ponieważ nigdy nie lubiłam rywalizacji – może to się z wiekiem zmienia? W 2017 założyliśmy team w Lidze, i się zaczęło wspólne nakręcanie. Nazwa LECZO TEAM została wymyślona z racji naszego zawodu. Gdy pojawiła się szansa na medalową pozycję zaczęliśmy dokładniej sprawdzać nasze punkty i punkty konkurencji. Zaczęła się zabawa w detektywów! Emocje na finiszu sięgały zenitu! Trzeba przyznać, że bycie w Lidze w 2017 roku mobilizowało nas do bardziej systematycznego biegania. Dzięki Lidze powstały liczne biegi koleżeńskie, bez opłat, na których panuje rodzinna atmosfera, wszyscy się znają, świętują razem urodziny i sukcesy. Sądzę, że to bardzo cenne osiągnięcie Ligi - motywowanie ludzi do biegania, aktywności. Brawo za to!
W tym roku, jako kapitan naszego Teamu, chciałam rozwiązać team i zakończyć zabawę z Ligą, ale uczestnicy się nie zgodzili. Obecnie już nie rywalizujemy jak w roku poprzednim, ale nadal biegamy i liczymy punkty ...... To jakiś nałóg?
Życie w biegu
Ruch był dla mnie zawsze bardzo istotną częścią mojego życia. Już jako dziecko chodziłam po górach z harcerzami zaczynając od Gór Świętokrzyskich, gdzie są moje korzenie. Potem przyszedł czas niezliczonych wypraw rowerowych, z sakwami przejechaliśmy całą Polskę i pół Europy, jeżdżąc po 5000 km rocznie. Na te wszystkie aktywności potrzebny był czas, którego zaczęło nam brakować. Powoli zaczął się wypalać mój „stos atomowy” (jak mówią znajomi) i przyszedł czas na coś nowego, szybszego, całorocznego i tak wykiełkował pomysł biegania - trafiony w 10!
Pogodzenie mojej pracy, rodziny i biegania jest wielkim wyzwaniem logistycznym – podstawą jest organizacja. Mam to szczęście, że mam wspaniałą Rodzinę, biegam z mężem, czasem z dziećmi (są nastolatkami i coraz częściej szukają własnych dróg). Moja praca sprawia mi wiele satysfakcji, pracuję cały tydzień, wracając późnym wieczorem do domu, czasem o 23.00, a czasem wcale. Uczęszczam na treningi zorganizowane np. po schodach, a świętym punktem tygodnia jest Bieg do Herbacianego Domku – specjalnie w środę pracuje krócej, aby móc w nim uczestniczyć. Czasem jednak przy tak nieprzewidywalnej ilości pracy jaką mam, nie mogę wziąć udziału w treningach lub biegach. Dni weekendowe spędzamy najczęściej wspólnie z Przemkiem w biegu. Zapisanie się na bieg, opłacenie go, umówienie się ze znajomymi są dla mnie motorem do działania. Dzięki temu nawet zmęczenie, brak chęci, gradobicie, -18 stopni, śnieg po kolana (jak ostatnio na maratonie Kulbaczyńskiego) nie powstrzymuje mnie przed startem! Nawet mój szef w pracy, jak chce mnie wysłać gdzieś w Polskę, pyta, czy nie mam jakiegoś maratonu, który by kolidował z wyjazdem. Mam to szczęście, że otaczający mnie ludzie akceptują i szanują to co robię.
A gdybym nie biegała?
Z pewnością była bym już po operacji kręgosłupa, ważyła z 80kg albo więcej, była sfrustrowana i zapracowana na śmierć, a mój „stos atomowy” pewnie by wygasał, nie miała bym grona Przyjaciół, fantastycznych, optymistycznych ludzi wokół siebie. To scenariusz pesymistyczny , ale…. znając siebie znalazłabym inne uzależnienie, odskocznię - już robię listę, co muszę jeszcze zrobić na emeryturze, bo na razie nie mam czasu.
W życiu można robić tysiące ciekawych rzeczy, które nadają mu sens, nie musi to być bieganie. Ja na razie biegam, ale jak długo jeszcze? Kiedyś mi się wydawało, że bez roweru przynajmniej raz w tygodniu życie nie istnieje, a teraz jeżdżę rzadko i jest mi dobrze. Być może kiedyś zamienię bieganie na inną pasję – czas pokaże.